Chciałam Wam dziś pokazać misia, a raczej Misię :) - maleńką, mieści się w dłoni :)
Misia była wczoraj bohaterką naszego wieczoru - raczej dramatycznego :(
Misia była wczoraj bohaterką naszego wieczoru - raczej dramatycznego :(
Misia jest moim tworkiem :)
Uszyłam ją z rok temu :)
Bardzo chciałam spróbować swoich sił w szyciu misiaków, nie miałam jednak żadnych potrzebnych do tego materiałów.
Więc jak to mówią "potrzeba matką wynalazku" :)
Pocięłam czapkę Świętego Mikołaja i skradłam futerko :)
Z modeliny ulepiłam oczka i nosek, a rzęsy to po prostu włosie z pociętego pędzelka :)
I ubrudziłam ją farbą akrylową ;)
I tak narodziła się Misia :)
Siedziała słodko na półeczce nie wadząc nikomu - do wczoraj.
Wczoraj nadmiernie zainteresowali się nią moi chłopcy - szczególnie młodszy Mikołajciu.
Wychodząc na dwór na spacer wcisnął ją w kieszeń - no bo Misia też musi iść :)
Muszę przyznać, że pilnował ją jak mógł.
Jak biegł trzymał się za kieszonkę żeby nie wypadła.
Ja też starałam się mieć ich na oku.
I tak moje łobuziaki plątały się po osiedlu to tu, to tam aż nadszedł czas powrotu do domu.
I nastąpiło straszne odkrycie - Misia zniknęła :(
Oj nawet nie wiedziałam, że z takim małym pluszowym misiem może wiązać się taka dawka emocji
. . . i to nie tylko Mikołajka ale i moich.
Znów plątaliśmy się wszędzie tam gdzie byliśmy - a byliśmy chyba wszędzie.
Misi nie ma.
Odstawiłam chłopców do domu, do taty i było mi tak autentycznie smutno, że mówię idę szukać sama.
Najbardziej było mi przykro, że może gdzieś w trawie leżeć taka porzucona, poniewierana przez tą naszą pogodę . . . mniej by mnie bolało gdybym wiedziała, że jakieś dzieciątko ją przygarnęło . . .
No i poszłam . . . i szukałam, i szukałam . . .
I znalazłam :)
I tak postanowiłam jednak pokazać Wam Misię :)
Bo myślę, że na to zasługuje :)
Pozdrawiam Was ciepło i wiosennie :)